niedziela, 16 grudnia 2012

080 - Savage Dragon #183

W jubileuszowym, sto pięćdziesiątym numerze "Savage Dragona" (lipiec 2009), Larsen przywrócił do życia jednego z największych (o ile nie największego) przeciwników zielonoskórego herosa - OverLorda. Tzn. inaczej - sprawił, że ktoś przywdział jego zbroję i zaczął się panoszyć po Chicago. W przeprowadzanych wtedy wywiadach twórca zapewniał, że tożsamość nowego/starego przeciwnika czytelnicy poznają dopiero za kilkadziesiąt numerów i słowa dotrzymał - tajemnica została rozwiązana w ostatnim, 183. numerze (listopad 2012). Oczywiście zeszyt ten był zapowiadany jako ten, w którym wszystko stanie się jasne, więc niespodzianki z tym związanej nie było. Czas więc na kilka wrażeń z tej rozgrywki (jeśli ktoś chce uniknąć spojlerów, to niech nie czyta dalej, chociaż postaram się za wiele nie zdradzić).

Na początek kilka przykładowych stron plus okładka, która wypłynęła dopiero na kilka dni przed premierą odcinka (co trochę dziwi, bo przecież nie zdradza nic ponad to co stoi w opisie zeszytu). Natomiast co do samego numeru, to cóż -jest zgodny z tym co zapowiadano (i nic więcej). Walki z OverLordem zajmują jedenaście z dwudziestu stron i wygląda to mniej więcej tak: OverLord sprzedaje klapsa, OverLord dostaje klapsa, OverLord sprzedaje klapsa, OverLord dostaje... aż w końcu dostaje tak mocno, że spada mu maska, i wszyscy łapią się za głowy, gdyż okazuje się, że pod nią skrywał się... w zasadzie nikt istotny. Oczywiście postać ta pojawiała się na długo przed tym zanim wcieliła się w mistrza zbrodni, ale nigdy nie odegrała znaczącej roli. I chociaż od początku prezentowała naprawdę duży potencjał, to ten - w przypadku podwójnej tożsamości - został (moim zdaniem) zmarnowany. Oprócz głównego wątku czytelnik dostaje ciekawą jedną planszę, która powoli zapowiada to co będzie się działo w przyszłych numerach, a cliffhanger zapowiada jako takie problemy dla głównego bohatera. Generalnie - bez emocji. Akcja dzieje się zbyt szybko (podobnie jak w ostatnio wydanym "Amazing Spider-Man" #699 - w jednym zeszycie ma miejsce tyle wydarzeń, że spokojnie można by to rozciągnąć na 2 numery, ale wiadomo, że łamiący internet na pół epilog musi mieć miejsce w jublieuszowym - i ostatnim dla serii - zeszycie) i zanim się człowiek rozsmakuje w lekturze to wszystko jest już pozamiatane. Szkoda, bo nadzieje były spore. Tym bardziej, że Larsen słynie przecież z zaskakujących zwrotów akcji - tych tutaj zabrakło.

Zresztą to dość ciekawy wątek - co jeszcze można zrobić zaskakującego, jak poprowadzić głównego bohatera (który już parę razy umarł i który piastował różne funkcje) i w jakie tarapaty go wpędzić, aby było świeżo i porywająco? Po prawie dwustu numerach pełnych akcji? Erik sam dostrzegł ten problem i na forum poświęconym swojemu herosowi założył wątek o numerze dwusetnym w którym przyznaje, że po tylu latach i tylu zwrotach akcji sam nie wie co przygotować na jubileusz i... prosi o rady.

Jedyne co na tę chwilę mi przychodzi do głowy, to Dragon jako prezydent USA (chociaż to też nie taki świeży wątek w serii, kiedyś przecież kandydował do tego miana).

Wracając do samego zeszytu - przeczytałem, nie bawiłem się źle, acz też nie był to ten poziom rozrywki do którego twórca Dragona by przyzwyczaił. Stąd też ocena taka a nie inna - (słabe) trzy płetwy na pięć.
===
PS. Na stronie trochę kosmetyki, nowa winieta i aktualizacja w komiksach które mają nadejść wkrótce. Chciałbym aby ten niedzielny zryw nie był chwilowy, ale ciężko to zagwarantować. Chociaż ambitnie mam zamiar przynajmniej przebić ilość postów z zeszłego roku.

2 komentarze:

  1. Trzymam kciuki. Może Twoje posty będą częstsze niż ostatnio u mnie ;)

    Premiera Supreme #67 już w najbliższą środę (nawet pojawiła się okładka na głównej Image).

    OdpowiedzUsuń
  2. O, dzięki, jakoś mi umknęło to info.

    A co do częstotliwości - chciałbym żeby tu się częściej coś działo, ale nie ma co się oszukiwać, z czasem bywa różnie i nie jest to priorytet. Acz powalczę.

    Może.

    OdpowiedzUsuń